AgroTrendy: Przetwórcy i handel: skazani na współpracęO coraz bardziej nerwowych relacjach na linii sieci handlowe- przetwórcy w najnowszym wydaniu dwutygodnika AgroTrendy Magdzie Sojka opowiada Andrzej Gantner, dyrektor generalny PFPŻ.AT: Od pewnego czasu toczy się dyskusja dotycząca relacji przetwórstwa z sieciami handlowymi. Ze strony organizacji branżowych i poszczególnych przedsiębiorców padają postulaty, trzeba przyznać- różnego kalibru: od propozycji wprowadzenia cen sugerowanych, aż po regulowanie marży w sieciach handlowych. Czy Pana zdaniem, jest szansa na jakieś systemowe rozwiązanie tego problemu?
Andrzej Gantner: Po pierwsze trzeba przestać stosować metodę nieadekwatną do dzisiejszych czasów czyli skończyć z szukaniem kozła ofiarnego i przypisywaniem mu wszelkich win za błędy w funkcjonowaniu systemu dystrybucji żywności w Polsce. Przejmowanie przez przetwórców populistycznego stylu debaty, tak charakterystycznego dla polityków do niczego dobrego nie prowadzi, gdyż czy chcemy czy nie chcemy rolnictwo i przetwórstwo muszą współpracować z handlem zarówno tym nowoczesnym jak i tradycyjnym. Ważne, aby ta współpraca odbywała się z poszanowaniem litery obowiązującego w Polsce prawa i poszanowaniem równości stron. Nieprawidłowości występujące w tym obszarze są w tej chwili największym problemem sektora, a nie wysokość marż stosowanych w handlu. Stosując obecne rozumowanie, hutnicy powinni mieć pretensje do sprzedawców i producentów samochodów, że cena finalna samochodu jest stanowczo wyższa od ceny stali zastosowanej w tym samochodzie i żądać aby na karoserii umieścić cenę tejże stali. Zupełny absurd.
Rozgoryczenie rolników, są zmuszeniu do sprzedaży swoich produktów pośrednikom za niesatysfakcjonującą ich cenę (chociaż nie zawsze tak jest, bo warto przypomnieć co działo się niecałe 2 lata temu z cenami, mleka, owoców, zbóż), ale działając na wolnym rynku, a taki póki co obowiązuje w Unii Europejskiej, trzeba się dopasowywać do jego reguł. Mieliśmy na to ponad 15 lat i może warto zapytać się tych polityków, którzy tak gardłują za ograniczeniem marż, czy też regulowaniem cen, co zrobili, aby handel surowcami rolnymi w Polsce odbywał się poprzez spółki, spółdzielnie, których właścicielami byliby rolnicy. Dlaczego w Polsce nie ma takich mechanizmów spółdzielczych giełd rolnych jak Holandii, Francji, Niemczech, dzięki którym pozycja negocjacyjna producentów rolnych jest dużo, dużo lepsza. Przecież były i są na to pieniądze z Unii, a gotowe i sprawdzone rozwiązania wystarczy po prostu zaimplementować do polskich warunków. Czemu więc mamy to co mamy, czyli kompletnie przestarzały sposób handlu surowcami rolnymi na którym zarabiają głównie pośrednicy. Otóż dlatego, że przez te wszystkie lata, żaden rząd nie stworzył prawdziwej strategii rozwoju polskiego rolnictwa (przetwórstwa zresztą też) i to się teraz mści. Maskowanie tego problemu postulatami typu: wszystko jest dobrze tylko sieci zachodnie są złe (ciekawe, że tylko zachodnie, czyżby polskie sieci i sklepy nie stosowały marż?) nie rozwiąże tego problemu, i co gorsze spowoduje, że stracimy kolejne kilka lat, zamiast brać się ostro do pracy kiedy sa jeszcze na to pieniądze z Unii.
Przetwórcy zapewniają, że nikt nie chce wojny z handlem, ale zaraz potem dodają, że należałoby te relacje „ucywilizować”. Ze strony niektórych organizacji branżowych pada również argument, że w UE właściwie wszystko jest regulowane...
- Trochę się dziwię, że przedstawicielom niektórych organizacji, że skłonni są zgodzić się na regulowanie wszystkiego przez polityków i urzędników. Z wielu historycznych doświadczeń wynika, że te polityczno biurokratyczne regulacje finalnie obracają się przeciwko tym którym miały pomóc, zazwyczaj generując koszty niewspółmierne do ewentualnych korzyści. W przypadku gdyby wprowadzono obowiązkowe ceny sugerowane dokładnie tak by się stało.
Moim zdaniem, ale też wielu innych przedstawicieli organizacji przetwórców, przede wszystkim należy doprowadzić do sytuacji aby obowiązujące w Polsce prawo było bezwzględnie egzekwowane.
Które z występujących obecnie opłat są najbardziej uciążliwe dla dostawców?
- Przede wszystkim, opłaty, które można zaliczyć do kategorii przerzucania kosztów funkcjonowania sieci na dostawców. Najważniejsze z nich to opłaty półkowe lub inaczej za indeks, które sieci, zarówno te wielko powierzchniowe jak i tradycyjne, pobierają przy wprowadzaniu produktu. Opłaty te w świetle prawa są nielegalne i nie można ich powiązać z jakimkolwiek obszarem wsparcia sprzedaży czy też promocji produktu. Biorąc pod uwagę rozległość rynku i ilość punktów sprzedaży, kwoty tych opłat są często naprawdę wysokie. Sytuacja staje się jeszcze bardziej kuriozalna, kiedy jedna sieć przejmuje drugą i przedsiębiorca musi płacić drugi raz za to samo.
Inne opłaty z tej kategorii, to np. bonusy bezwarunkowe, opłaty za dodatkowe badania, audyty, logistykę, zapisy pozwalające ominąć ustawowy 30 dniowy termin płatności i wiele innych. Większość z tych opłat jest zawarta już w umowie i nie podlegają one zazwyczaj negocjacjom. W pewnym sensie można nazwać te opłaty ukrytą marżą sklepu. Warto jednak zaznaczyć, że występują one nie tylko w kanale nowoczesnej dystrybucji ale również na poziomie tradycyjnego hurtu i detalu. Wymienione powyżej rodzaje opłat budzą najwięcej kontrowersji co do ich zgodności z prawem i obecne postulaty sektora ich przede wszystkim dotyczą.
Innym rodzajem opłat są opłaty za usługi marketingowe świadczone przez sklep na rzecz wsparcia sprzedaży danego produktu. Usług tych mamy całkiem pokaźną ilość poczynając od końcówek regałów, kończąc na gazetkach. Nie budzą one kontrowersji o ile faktycznie koszty tych promocji przekładają się na faktyczne wsparcie sprzedaży. Usługi promocyjne występują również we wszystkich kanałach dystrybucji, aczkolwiek ze względu na skalę w kanale nowoczesnym wydają się one najefektywniejsze sprzedażowo, a co za tym idzie relatywnie tańsze niż w handlu tradycyjnym. Jest to dobre pole do współpracy pomiędzy dostawcą, a handlowcem o ile współpraca ta nie jest sztucznie wymuszona, a co za tym idzie nieefektywna. Nie ma żadnego powodu dla którego nie można byłoby prowadzić marketingu w sklepie. Stanowi on doskonałe uzupełnienie tradycyjnej kampanii lub czasami jedyną szansę na wykreowanie brandu przez mała lub średnią firmę. Ważne jest aby usługi marketingowe oferowane były przez sieć na jednoznacznych i przejrzystych dla dostawcy warunkach, nie były wymuszone i nie prowadziły do obniżenia ceny produktu do poziomu poniżej kosztu zakupu.
Który rodzaj z tych opłat wymaga, Pana zdaniem, systemowej regulacji?
Paradoksalnie większość jest już uregulowana. Polskie prawo, wyraźnie określa, że pobieranie dodatkowych opłat za wprowadzenie produktu jest niedozwolone, mówi również, że nie można sprzedawać produktu poniżej ceny jego zakupu, wyraźnie stwierdza, że we wszelkich umowach nie tylko handlowych powinna być zachowana równość praw i obowiązków stron oraz, że nie można stosować w nich niedozwolonych klauzul. Gdyby, to prawo było poważnie traktowane, a wszelkie przejawy jego łamania ścigane z urzędu, to ponad 80 % wszystkich problemów jakie występują na linii dostawca – handel nie miałoby miejsca. Nie trzeba nawet powoływać żadnych specjalnych inspekcji, bo Urząd Ochrony Konsumenta i Konkurencji doskonale wywiązałby się z takiego zadania, tak jak to robi w tej chwili, ścigając i karząc Banki za niezgodne z prawem zapisy w umowach. Dlaczego nie może robić tego w sytuacji, kiedy do łamania prawa dochodzi na linii przedsiębiorca – przedsiębiorca w obszarze określonym w ustawie o ochronie konsumenta i konkurencji? Należy to jak najszybciej zmienić, gdyż wszelkie spory jakie toczą się pomiędzy dostawcami, a handlem w obszarze występujących nieprawidłowości, rozstrzygane na obowiązującej dzisiaj drodze sądowej, stawiają dostawców na praktycznie przegranej pozycji. Ściganie urzędu i przypisanie poważnych sankcji finansowych za łamanie obowiązującego prawa powinno być głównym postulatem sektora, a nie ceny sugerowane, czy też regulacja marż.
Kluczem jest tutaj nieuchronność kary i sanacyjność przepisów Nie powinno się pozwalać na praktyki, aby w sytuacji gdy ktoś łamie dany przepis i ma z tego zysk w wysokości miliona złotych, dostawał jedynie 500 zł kary. To po prostu śmieszne. Dlatego uważamy, że sankcje za łamanie warunków konkurencyjności, powinny być znacznie bardziej poważne. Dobrym przykładem są przepisy o fałszowaniu żywności, gdzie sankcja sięga do 10 proc. rocznego obrotu. Przy groźbie tak potężnej kary, fałszowanie żywności powinno się wkrótce w Polsce skończyć, tak jak skończyłyby się lub zostały poważnie ograniczone nielegalne praktyki handlowe. .
Dlaczego do tej pory nikt nie interweniował w tej sprawie?
- Pojedyncze firmy lub organizacje podejmowały takie próby, jednakże przy obecnej konstrukcji przepisów były one mało skuteczne, gdyż cały obowiązek dochodzenia tego prawa, leży po stronie tych, którzy są poszkodowani. Proponowane zmiany tj. ściganie i karanie z urzędu powinny znacząco zmienić tą niekorzystną dla dostawców sytuację.
Nawet niektórzy przedstawiciel sieci detalicznych przyznają, że nielegalne praktyki handlowe powinny być ukrócone. Wszyscy zgadzamy się, że prawo powinno być przestrzegane, a łamanie prawa, powinno być karane, więc ten postulat nie powinien budzić jakichkolwiek kontrowersji.
Co może zrobić Ministerstwo Rolnictwa w tej sprawie?
Mamy nadzieję, na merytoryczną dyskusję o prawdziwych problemach sektora w obszarze handlu, bo postulaty z marżami i cenami sugerowanymi absolutnie niczego nie rozwiążą. Działania, które trzeba podjąć, a które może zainicjować Minister, to przede wszystkim zmiana obecnych przepisów regulujących kompetencję Urzędu ds. Ochrony Konsumenta i Konkurencji i zapisów realizowanej przez ten urząd ustawy.
Zaś co do marż i cen sugerowanych, to może lepiej byłoby aby ministerstwo szybko i skutecznie zaczęło wspierać rolników w tworzeniu spółdzielczych giełd rolnych, bo to w dłuższej perspektywie czasu powinno zdecydowanie przyczynić się do wzrostu dochodów rolników.
Więcej w najnowszym numerze dwutygodnika AgroTrendy. http://www.agrotrendy.pl/