Zagraniczne dostawy żywności utrudni dekret czeskiego rządu nr 172/2015. Zgodnie z nim na 24 godziny przez przywozem do Czech importerzy świeżych owoców, warzyw, ziemniaków, win, maku i suplementów diety muszą podać m.in. klasę, jakość i wartość towarów oraz kraj pochodzenia, nazwę i adres producenta. O tych regulacjach polskie organizacje branżowe dowiedziały się z listu Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno - Spożywczych.

- Sytuacja jest kuriozalna, gdyż dotyczy nie tylko importu z krajów trzecich, ale także towarów z terenu Unii Europejskiej, gdzie obowiązuje ich wolny przepływ - mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ).

- Co więcej, to już kolejna regulacja wprowadzana przez Republikę Czeską. Poprzednia nowelizacja czeskiej ustawy o bezpieczeństwie żywności z 2014 r. dotyczyła mięsa i jego przetworów. Czeski Senat natomiast rozpatruje projekt nowelizacji ustawy o artykułach żywnościowych i wyrobach tytoniowych. Zgodnie z nim mleko, wino, mięso, warzywa czy owoce sprzedawcy będą mogli oznaczyć jako czeskie tylko wtedy, gdy zostały wytworzone w tym kraju, wyłącznie z czeskich surowców. W wyrobach złożonych, takich jak np. kiełbasa, z Czech musi pochodzić co najmniej 75 proc. surowców. Działania Czechów są przejawem odradzania się protekcjonizmu w UE - uważają przedstawiciele branży spożywczej. Tak jak czarny PR wokół polskiej żywności, który trwał u naszych południowych sąsiadów od lutego 2012 r. do końca 2014 r.

Branża spożywcza apeluje do polskiego rządu, aby jak najszybciej wyjaśnił sprawę dekretu nr 172/2015.

- Polska żywność jest konkurencyjna - mówi Andrzej Gantner. Nasze organizacje branżowe liczą na to, że wkrótce Parlament Europejski wyda rezolucję, w której zwróci uwagę Komisji Europejskiej na protekcjonizm w UE. Będzie to w dużym stopniu efekt prowadzonej przez nie od 2015 r. kampanii informacyjnej poświęconej zagrożeniom związanym z tym zjawiskiem.

Więcej w: Rzeczpospolita 13/04/2016