Producenci słodyczy ograniczani z kilku stronSprzedaży cukierków zakazano szkolnym sklepikom, a w tym samym czasie wielkie sieci obniżają ceny lizaków i landrynek o 30 proc., bo mają dostęp do konkurencyjnej oferty zagranicznej – podaje „Polityka”.Tanie
słodycze w coraz większych ilościach sprowadza się od ponad roku z Ukrainy,
więc ich spożycie rośnie. Ale rodzimym producentom w oczy zagląda bankructwo.
Zamieszanie na rynku spowodowali politycy. Mało pocieszające, że unijni. Kiedy
Bruksela, chcąc pomóc gospodarce Ukrainy, zniosła w kwietniu 2014 r. cła m.in.
na tamtejsze słodycze, żaden kraj członkowski nie protestował. Polski rząd też
nie przewidział, że odbędzie się to naszym kosztem. Zadbano tylko o to, żeby na
unijny rynek nie trafiło zbyt wiele ukraińskiego mięsa
czy zboża, wyznaczając tzw. kontyngenty. W przypadku słodyczy nie zrobiono
nic. Po cichu liczono na to, że we wzajemnym handlu słodyczami niczego to nie
zmieni. A i strata przy rezygnacji z cła (jego wysokość zależała m.in. od
zawartości cukru w wyrobach) niewielka, ponieważ import ukraińskich słodyczy na
unijny rynek do tej pory nie był istotny. Unia wspaniałomyślnie zgodziła się
nawet, że europejscy producenci, gdyby zaczęli kusić Ukraińców naszymi
słodyczami, nadal będą powstrzymywani cłami zaporowymi.
Zarówno wyroby czekoladopodobne,
produkowane w fabrykach należących do prezydenta Poroszenki, jak i zwykłe
ukraińskie cukierki do tej pory apetytu unijnych konsumentów nie wzbudzały. Są
bowiem o wiele gorsze wizualnie, jakościowo i smakowo. Z naszymi porównania nie
wytrzymują, a to polskie fabryki przede wszystkim zaopatrują europejski rynek.
Kiedy jednak te ukraińskie okazały się dużo tańsze (a w przypadku landrynek czy
lizaków różnica w smaku może nie wydawać się aż tak istotna), niektórzy
odbiorcy zmienili nastawienie.
- Wielkie sieci zaczęty
sprowadzać coraz więcej najtańszych słodyczy z Ukrainy- niepokoi się
Marek Przeździak z Polbisco (Stowarzyszenie Polskich Producentów Wyrobów
Czekoladowych i Cukierniczych). Dla konsumentów, którzy jednak wolą nasze
słodycze, hipermarkety też mają specyficzną propozycję. Do tej pory najtańsze
asortymenty sprzedawały pod markami własnymi, jako ofertę Tesco czy Biedronki.
Teraz te marki własne zamawia się u dostawców ukraińskich. Albo, strasząc
zmianą dostawcy, zmusza firmy polskie do obniżenia ceny do poziomu
ukraińskiego. - Dotyka to przedsiębiorstwa najsłabsze, których nie
stać było na promocję własnej marki ani stworzenie własnej sieci
dystrybucji - komentuje Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów i
Eksporterów Żywności. Wisiały na jednym dużym odbiorcy. Bez niego sobie
nie poradzą. Konsumenci ich nie znają, kto np. słyszał o Fabryce Cukierków
Pszczółka w Lublinie? Pomoc dla Ukrainy, która miała być symboliczna, okazuje
się dla ofiarodawcy kosztowna. Przez polską granicę, najzupełniej legalnie,
wjeżdża do Unii coraz więcej ukraińskich słodyczy. Większość zostaje w Polsce.
Źródło: Polityka 28.10.2015
pełna lista aktualności
|