Tornister z cukrem i soląW szkolnych stołówkach i sklepikach nastało zdrowe jedzenie bez zdrowego rozsądku.Miało być zdrowiej, lepiej i
nowocześniej. Na początku miesiąca weszło w życie rozporządzenie do
znowelizowanej ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Firmy i
osoby, które prowadzą szkolne sklepiki, nie mogą sprzedawać wyrobów
zawierających znaczne ilości składników niezalecanych dla dzieci. Chodzi o te z
cukrem i substancjami słodzącymi, a także produkty o dużej zawartości tłuszczu
czy soli.
- Te zmiany ktoś nie do końca
przemyślał - komentuje Aleksander Iszczuk, dyrektor II Liceum
Ogólnokształcącego w Opolu.
Wielu rodziców wykupywało obiady
w stołówce, bo to była gwarancja, że dziecko w ciągu dnia zje ciepły i tani
posiłek. Teraz cena zapewne pójdzie w górę. - Wiadomo, że można używać np.
miodu zamiast cukru, ale to kosztuje więcej - zwraca uwagę dyrektor Iszczuk.
Problemy się mnożą. Miodu np. nie można postawić na stole w stołówce. - Przy
dużej grupie dzieci i młodzieży, a wydajemy 300 obiadów dziennie, oznaczałoby
to niekończące się sprzątanie - tłumaczy dyrektor opolskiego liceum.
Poważniejszym problemem jest to, że niektóre dzieci w ogóle nie jedzą posiłków
w nowym wydaniu i siedzą głodne.
- Zabrakło zdrowego rozsądku.
Idea wprowadzenia do szkół zdrowej żywności jest słuszna, ale jeśli
te potrawy będą nie smaczne, dziecko nauczy się, że zdrowe odżywianie to
przykrość - tłumaczy Anna Sajdakowska, dietetyczka z Poradni Dietetycznej
Metamorfoza. Psycholog dziecięcy dr Aleksandra Piotrowska podpowiada, że zmiany
sposobu żywienia nie powinny być nagłe. - Jeśli dotąd do gara kompotu wsypywano
pół kilo cukru, to teraz należy ograniczać jego ilość stopniowo - tłumaczy.
Dodaje, że dziecku trzeba nowy smak podawać co najmniej 11 razy, aż go zaakceptuje.
Na
razie o liberalizacji przepisów nie ma mowy. - Nie ma takiej potrzeby. Nasze
przepisy nie zakazują przecież np. solenia potraw, lecz jedynie przesadnego
dosypywania soli - zauważa Krzysztof Bąk, rzecznik resortu zdrowia. Rodzice
punktują schizofrenię rządu. - Z jednej strony chce się ograniczyć niezdrowe
jedzenie w szkołach, a z drugiej w ramach rządowego programu „Szklanka
mleka" dzieciom proponuje się mleko smakowe, czekoladowe lub waniliowe,
słodzone cukrem - mówi pani Zofia, matka dwóch synów. Rzecznik Agencji Rynku
Rolnego Iwona Ciechan przyznaje, że takie mleko jest rozdawane. Jak się to ma
do walki ze śmieciowym jedzeniem? Tego nie wyjaśnia.
Zdaniem ekspertów do reformy
żywieniowej zabrano się od złej strony. - Należało rozpocząć od edukacji
rodziców. To oni kształtują nawyki żywieniowe swoich pociech - mówi Aleksandra
Piotrowska. Jeśli w domu dzieci wciąż dostają niezalecane jedzenie, a w szkole
razowy makaron z niesolonym rosołem, to wiadomo, że go nie tkną. Jak pokazują
nieliczne dobre przykłady, edukacja żywieniowa to podstawa.
Rzeczpospolita 17.09.2015
pełna lista aktualności
|