Dzieci odchudzanie przez zniechęcanieFelieton Andrzeja Malinowskiego, prezydenta Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej.Od kilku lat w internecie furorę
robią demotywatory, czyli parodie plakatów propagandowych. W konkurencji na
demotywację z sieciowymi żartownisiami zaczyna jednak wygrywać nasza
administracja rządowa.
Po pierwsze dlatego, że gdy
zabiera się do demotywowania, to robi to naprawdę, a nie na żarty.
Po drugie, demotywujące treści
próbuje umieszczać nie na jakiejś przypadkowej stronie internetowej, lecz w
ważnych ustawach regulujących życie gospodarcze kraju. Dowodzą tego nowe
pomysły zmian w ustawie o radiofonii i telewizji
proponowane przez resort kultury. Reklamowane są jako wprowadzane z
troską o konsumenta, i to tego najmłodszego. Chodzić ma o to, by młódź nie
obżerała się słodyczami pod wpływem reklamy i nie tyła - skutkiem tego
obżarstwa - w sposób niekontrolowany. I choć powszechnie znaną prawdą jest
fakt, że nie szkodzi żywność jako taka, lecz jedynie złe nawyki
żywieniowe, to Ministerstwo Kultury postanowiło odpowiednie zakazy
„antykaloryczne" wpisać do ustawy.
Na pierwszy rzut oka może to
nawet wyglądać pożytecznie. W końcu, jak uczył plakat propagandowy w „Co mi
zrobisz, jak mnie złapiesz": „Uśmiech naszego dziecka premią za
trud wychowawczy". Słowem, jeśli ktoś się troszczy o dziatki, to się z nim
nie dyskutuje, bo z definicji działa słusznie, zbożnie, pożytecznie. Ale co
zrobić, kiedy jego troska jest kontrproduktywna, bo rozwiązania zostały już
przyjęte? Kiedy jego działanie jest nie dość, że wtórne, to w dodatku, zamiast
skutkować zamierzonym dobrem dziecka, powoduje wylanie go z kąpielą
wskutek destrukcji rozwiązań wcześniej już przyjętych? Wtedy mamy wielki
demotywator.
Zmiana proponowana przez resort
kultury jest wielkim zniechęceniem do wszelkich działań na poziomie samorządu i
samoregulacji. Dzieje się tak dlatego, że pod wpływem unijnej dyrektywy
audiowizualnej nadawcy telewizyjni sami już zrezygnowali z reklam słodyczy,
słodkich napojów, słonych i słodkich przekąsek dla dzieci do lat 12.
Jakie są skutki tej
samoregulacji? Dodajmy, że to najnowocześniejsza tego typu zmiana w Europie,
oparta na ekspertyzach instytucji naukowych, zgodna z kodeksem etyki reklamy.
Możemy się o skutkach nie dowiedzieć, bo ledwo wchodzi ona w życie, a
ministerstwo już pichci nową. Jakie będą skutki tej drugiej, odgórnej
regulacji? Nie trzeba być ekspertem z dziedziny marketingu żywności, by
zauważyć, że zapisy rządowe będą dyskryminować tych producentów, którzy chcą
kreować swoje marła. Z kolei ewidentne wsparcie zapewnią one niekorzystającym z
reklamy pseudomarkom, tworzonym przez duże sieci dyskontowe i
konkurującym na rynku głównie ceną. A wszystko to oczywiście w imię zdrowego
odżywiania. Od lat w naszym kraju promowana jest teza, że dba się o to, by
rzeczywistość zmieniać najpierw na poziomie samorządu. Okrasza się tę tezę
takimi określeniami, jak: „deregulacja", „samorządność", „tanie
państwo". Przykro mówić, ale kto się na to nabrał, ten frajer. Może by
więc jednak zrezygnować z tej zabawy w demotywację samorządu? Może minister
gospodarki wytłumaczyłby minister kultury, że dobijanie i tak już ledwo
zipiącej w Polsce telewizji publicznej nie jest zgodne z misją obu ministerstw?
Może minister rolnictwa wytłumaczyłby ministrom zdrowia i kultury, że rugowanie
polskich marek z rynku nie służy ani zdrowiu, ani kulturze? Gdyby > jednak
zabrakło im sił, to może zmotywuje ich pani premier? Dzięki temu urzędnicy,
zamiast demotywować, odnieśliby podwójną korzyść. Po pierwsze, zrobiliby coś
pożytecznego. Po drugie, nauczyliby się, jak podejmują decyzje samorządy - w
sposób przemyślany, kierując się własnym dobrem i oczekiwaniami społecznymi, na
bazie porozumienia i konsultacji. Najlepszą bowiem decyzją, jaką może tu podjąć
administracja rządowa, jest brak decyzji - odstąpienie od zmian i pozostawienie
regulacji tym, którzy się na sprawie znają, czyli samym nadawcom.
(Więcej w: Rzeczpospolita)
pełna lista aktualności
|