Polska - kraj mlekiem płynącyDochody ludności utrzymującej się z rolnictwa w Polsce rosły znacznie szybciej niż przeciętnie w UE. Od 2004 r. prawie się podwoiły.Rozmowa z prof. Andrzejem
Kowalskim, dyrektorem Instytutu
Ekonomiki Rolnictwa, byłym wiceministrem w rządach SLD i
PiS.
KRYSTYNA NASZKOWSKA: Czy rolnicy
w ostatnich latach zbiednieli?
PROF. ANDRZEJ KOWALSKI: W
zeszłym roku ich dochody spadły o 5,6 proc. w porównaniu z rokiem 2013, a
więc niemało. Ale w tym czasie w Danii spadły o 22,8 proc., a na Litwie o 19, a
w tamtych krajach nie ma gwałtownych protestów. Jeśli spojrzymy, jaki był cały
rok 2014, to powiem tak: jak na takie nasilenie nieszczęść nie wypadł
najgorzej. Zaczęło się przecież od czarnego PR, jaki rozpętano wokół naszej żywności w Czechach i na Słowacji,
zaatakował nas afrykański pomór świń, od sierpnia doszło embargo do krajów Unii
Celnej. I do tego mieliśmy niemal rekordowe zbiory zbóż, owoców i warzyw.
Wiadomo było, że będzie problem z eksportem. Dochody musiały spaść.
Jakie jest
polskie rolnictwo na tle Unii? Mówi się, że 80 proc. rolników klepie biedę,
ale jesteśmy największym producentem i eksporterem drobiu, pieczarek, jabłek, gęsi, owoców miękkich,
liderem w wołowinie i serach...
- Prawie całe pięćdziesiąt
lat po wojnie mieliśmy ujemne saldo w handlu produktami rolno-spożywczymi,
natomiast od 2003 r. cały czas mamy coraz większe saldo dodatnie. Aż 30 czy 40
proc. naszej żywności idzie na eksport, nie ma
drugiego sektora w gospodarce, który ma takie nadwyżki. Rolnictwo naprawdę
kwitnie. Kiedyś marzyłem, by Polska była eksporterem przetworzonych produktów,
a nie surowców, i myślałem, że niestety ja już tego nie doczekam. A to się
stało. W czasach PRL mieliśmy dwa razy więcej krów, ale teraz mamy dwa razy
więcej mleka.
Senator PiS
Jerzy Chróścikowski, protestując przed Urzędem Rady Ministrów, mówił, że produkcja musi się
opłacać.
- Komu się musi opłacać? Rolnikom. Będą protestować, aż im się będzie opłacać. - Temu, co ma jedną świnię,
też ma się opłacać?! Czy temu od pewnej skali produkcji? No jakaś granica chyba
musi być. Dwa lata temu powstał zespół złożony z naukowców: zootechników,
weterynarzy, ekonomistów, producentów trzody, przetwórstwa, związków
branżowych, ale bez tych ogólnych związków. I przygotowaliśmy raport, siedem
stron nabitych faktami, liczbami, z którego wynikało, że wszystkim się nie
pomoże. Doszliśmy do wniosku, że najważniejszy problem jest hodowlany, właśnie
trzody. Napisaliśmy, że jedna maciora czy dwie stada nie zapewnią, więc
konieczna jest pomoc inwestycyjna na rozbudowę chlewni, produkcję macior,
opiekę weterynaryjną itd. Sejm tego nie przyjął, uznano wtedy, że szansą są
tylko małe gospodarstwa, małe stada. A jedyne słowa, jakie wtedy padały, to
była: hańba, haniebny itp.
A teraz poseł
Eugeniusz Kłopotek z PSL mówi, że pani premier Kopacz powinna się włączyć w negocjacje w
Brukseli i wesprzeć Sawickiego w staraniach o rekompensaty. Dobry pomysł?
- Jeżeli pani premier
chciałaby uczestniczyć w każdym konflikcie, mniej lub bardziej słusznym, to nie
rządziłaby krajem, tylko zajmowała się mediacjami, w których część rzeczy jest
nie do spełnienia. Sprawy kompetencyjne na szczeblu unijnym są wyraźnie
określone pewnymi rygorami, procedurami. I byłoby dziwne, gdyby nagle premier
rządu się pojawiła. Ja jako wiceminister jeździłem na posiedzenia rady
ministrów rolnictwa do Brukseli. I pamiętam, jak podczas głosowania
przewodniczący zwykle pytał, kto jest przeciwko - „poza oczywiście
Grecją". To wywoływało salwy śmiechu. A teraz wiem z relacji kolegów z
Unii, że żartuje się podobnie z Polski. Kiedy na tych posiedzeniach minister
Sawicki podnosi rękę, to przewodniczący pyta: tym razem w sprawie jabłek czy
może kwot mlecznych? Prawda jest taka, że zostaliśmy sami, żaden kraj nas nie
popiera w staraniach o dodatkowe rekompensaty.
Poza nami kilka
krajów przekroczyło kwoty mleczne, grożą im kary. Dlaczego te kraje nas nie poparły, przecież byłoby to w ich interesie?
-I tak, i nie. Czy za każdym
razem będziemy zmieniali prawo, kiedy nasz interes doraźny tego wymaga? Kiedy
pytano mnie przed akcesją, co uważam za najważniejszą zdobycz, jeśli
przystąpimy do Unii, to mówiłem, że nie pieniądze na rozwój, ale to, że
uzyskamy stabilizację polityki rolnej, co do zasad i środków.
A teraz
próbujemy tę stabilizację zakłócić?
- Właśnie tak. Rolnicy od lat wiedzieli, że 1
kwietnia 2015 roku znika kwotowanie produkcji mleka, ale do tego czasu
obowiązują limity i kary za ich przekroczenie. Nikt tu nikogo nie zaskoczył.
Wielu rolników świadomie łamało te zasady, bo sądzili, że i takim się to
opłaca, skoro mleko jest takie drogie. Ale wielu innych ograniczyło. Jeślibyśmy
teraz cofnęli kary, to ci drudzy, którzy przestrzegali prawa, wyszliby na
głupków.
(Więcej w: Gazeta Wyborcza
28.03.2015)