Bank Pekao prognozuje, że w tym roku polska gospodarka wzrośnie o 3
proc., a w 2012 r. o 2,6 proc. Ekonomista banku Piotr Piękoś powiedział
PAP, że powodem przyszłorocznego spowolnienia będzie
m.in. niższa konsumpcja wewnętrzna, spowodowana kiepską sytuacją na
rynku pracy, oraz zastój w inwestycjach. "Inwestycje infrastrukturalne
siadają, a i firmy nie będą się garnąć do inwestycji" -
dodał.
Jego zdaniem przyszłoroczne spowolnienie tempa wzrostu polskiej
gospodarki jest nieuniknione. "W tym momencie nie widzimy źródła mocnego
odbicia. Nie widać tego w popycie zagranicznym (...), a w
kraju popyt wewnętrzny jest osłabiony, stąd taka prognoza" -
stwierdził. Dodał, że z powodu niepewnej sytuacji globalnej istnieje
ryzyko, że wzrost będzie jeszcze mniejszy.
"Gdyby państwo dalej się mocno zadłużało i pompowało inwestycje
infrastrukturalne, wzrost mógłby być większy. W sytuacji, gdy jesteśmy
zobowiązani do zredukowania deficytu już w tym roku (do 3
proc. PKB, wobec 5,1 proc. w 2011 r. - PAP), to nikt nie będzie
ryzykował przyśpieszenia wzrostu kosztem zadłużenia się. To sensowne
podejście w obliczu kryzysu" - stwierdził.
Ekonomista Pekao powiedział też, że mało prawdopodobne, aby pomogły
nam Niemcy, nasz największy partner handlowy. Według danych GUS, po
czterech miesiącach br. trafiało tam 25,8 proc. całego
eksportu Polski. "Niestety Niemcy już nie będą dla nas silnikiem" -
skwitował Piękoś.
Główny ekonomista Nordea Banku Piotr Bujak nie jest tak pesymistyczny.
Według niego Niemcy wcale nie muszą zrezygnować z polskich towarów.
"Sytuacja Niemiec za dwa lub trzy kwartały może się
poprawić. Ponadto Polska nie jest takim dostawcą, z którego rezygnuje
się w pierwszej kolejności. Możemy wręcz liczyć na to, że Niemcy będą
zastępować droższych dostawców tańszymi, takimi jak my" -
ocenił.
Bujak na ten rok przewiduje wzrost polskiego PKB o 3,1 proc., a na
przyszły rok - o 3,2 proc. Dodał jednak, że istnieje ryzyko obniżki
prognoz.
"Od jakiegoś miesiąca tworzy się ryzyko obniżenia tych prognoz. Jeśli
chodzi o bieżący rok, to na razie nie dalej niż do 2,8 proc., a w
przypadku 2013 r. do 2,5 proc. - o ile sprawy będą nadal
zmierzały w złym kierunku" - podkreślił ekonomista Nordei. Chodzi
m.in. o sytuację w gospodarkach krajów strefy euro.
"Jeśli jednak zobaczymy jakiś pozytywny impuls ze szczytu unijnego w
przyszłym tygodniu, jeśli Europejski Bank Centralny będzie wspierał
unijną gospodarkę odpowiednimi działaniami, to ryzyko dla
przyszłego roku będzie bardziej ograniczone" - wskazał.
(Źródło: PAP).