Moc i muzyczna fantazja. Zakończył się szósty Coke Live Music Festival w Krakowie.30 tysięcy ludzi bawiło się podczas dwóch dni krakowskiego Coke Live Music Festival. Najbardziej oczekiwany koncert szóstej edycji i zarazem ostatni koncert jego letniej tarsy po Europie – Kanye West – spełnił oczekiwania publiczności ponad miarę.„Can We Get Much Higher” to były pierwsze słowa, jakie usłyszała publiczność w czasie sobotniego koncertu Kanye Westa. Po tym co zobaczyliśmy w czasie tego ponad dwugodzinnego show, wydaje się, że wyżej niż Kanye być już nie można. To był perfekcyjny show, zagrany przez człowieka, który jest aktualnie na absolutnym muzycznym szczycie. Może sobie pozwolić na wszystko i wszystko może dać tysiącom fanów: rozpoczęcie koncertu z podnośnika ulokowanego w środku tłumu, kilkanaście tancerek na scenie, fajerwerki, oprawę świetlno-laserową, gigantyczną wizualizację płaskorzeźby Ateny z Pergamonu i przebój za przebojem. Żaden z pięciu albumów Westa nie został pominięty. Usłyszeliśmy „Jesus Walks” i „All Falls Down” z debiutu, „Touch The Sky” i „Gold Digger” z płyty numer dwa, mocno podrasowaną wersję „Stronger” z „Graduation”, cały set utworów z albumu „808s & Heartbreak” z rozciągniętym do 10 minut „Say You Will”, w które West wplótł ciekawą opowieść o tym, co może dziać się w piątkowy wieczór w Nowym Jorku. Pomiędzy tym West serwował nam także fragmenty piosenek w których pojawił się gościnnie. Dzięki temu przez chwile mogliśmy poczuć się jak na koncercie Jay-Z („Run This Town”); T.I. („Swagga Like Us”); Katy Perry (”E.T.”); Estelle („American Boy”). Jak okazało się w okolicach 110 minuty koncertu, wydłużona wersja „Say You Will” była niczym przy trwającej prawie 20 minut mega-kompozycji „Runaway”. W czasie wykonywania tego utworu, Kanye śpiewał, opowiadał, namawiał i przestrzegał. Jednocześnie u jego stóp w dzikim tańcu wiła się samotnie tancerka – jedna z grupy ponad dwudziestu, które towarzyszyły artyście w czasie poszczególnych utworów. Ich taniec był równie daleki od tego co dzieje się w MTV, jak koncert Westa był daleki od zwyczajowych występów hip-hopowców. Kanye West osiągnął wybitny poziom koncertowy. Świetnie bawi się cytatami ze sztuki i popkultury, nadając jednak całości własny, niepodrabialny charakter. Jedni w jego show zobaczą nawiązanie do plemiennych rytuałów, inni poczują się jak na rockowym koncercie. Część będzie rytmicznie machała ręką w rytm kolejnych przebojów, ktoś zobaczy w dzikim tańcu dziedzictwo Piny Bausch. Postmodernizm na scenie i w głośnikach.
O wiele prostszymi środkami radziła sobie z publicznością rockowa grupa Editors, która zagrała na Coke Live Music Festival set złożony z największych przebojów („You Don’t Know Love”, „Munich”), koncertowych faworytów („Fingers In The Factories”, „Racing Rats”) a także nowych, niezatytułowanych jeszcze utworów z nadchodzącego, czwartego albumu. Ich koncert zza kulis obserwowały rodziny, które przyjechały do Krakowa specjalnie na zaproszenie swoich synów.
Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem szeroko pojętego indie-rocka, reprezentowanego przez zespoły z obu stron Atlantyku. Amerykanie z Interpolu wrócili do Polski po trzech latach nieobecności, w nowym składzie i z nowym albumem. Ale czwarte studyjne wydawnictwo nowojorczyków wcale nie zdominowało koncertu. Na 18 utworów zagranych w czasie setu, tylko pięć pochodziło z „Interpolu”. Częściej słyszeliśmy fragmenty wyjątkowo lubianego w Polsce krążka „Antics”. Interpol byli headlinerem pierwszego dnia CLMF, ale grający dwie godziny wcześniej The Kooks zgromadzili równie liczną i oddana publiczność. Chwilę przed koncertem, w rozmowie z dziennikarzami, wspominali swoją pierwszą wizytę w Polsce i gorące przyjęcie podczas festiwalu Open’er. Ich drugi występ potwierdził, ze wydarzenia sprzed dwóch lat nie były przypadkiem. Tysiące gardeł wiwatujące na cześć zespołu dowodzonego przez Luke’a Pritcharda, wspólne śpiewanie każdego utworu - także tych z nadchodzącego albumu - i kilkuminutowe wywoływanie na bis, dają nadzieję, że kolejny występ w Polsce, The Kooks zagrają już z pozycji największej gwiazdy. White Lies przy użyciu minimalnych środków wizualnych, zgromadzili nie tylko kilkanaście tysięcy wiernych fanów, ale także tych, którzy
kojarzą jedynie kilka radiowych singli. Obie grupy musiałby być usatysfakcjonowane, kiedy wokalista Harry McVeigh zadedykował największy przebój „Death” polskiej publiczności. Grająca z kolei w Polsce po raz pierwszy grupa You Me At Six była zaskoczona przyjęciem i znajomością repertuaru. Mimo absolutnego braku obecności muzyki tego zespołu w polskich mediach, festiwal po raz kolejny udowodnił, że nasz rynek rządzi się innymi prawami, a internet jest głównym źródłem poszukiwania muzyki. Internet stoi także za sukcesem jedynego zagranicznego artysty, który w piątek wystąpił na Coke Stage – Kid Cudiego. Prócz niewątpliwego talentu i chęci poszerzania granic gatunku, ten hip-hopowiec ogromną popularność zawdzięcza internetowej sprzedaży swoich płyt i singli. O szacunku, jakim darzą go fani, niech świadczy fakt, że jego koncert obserwowała publiczność wychodząca daleko poza granice namiotu. Polscy sympatycy Kid Cudiego opanowali prawdopodobnie wszystkie zwrotki jakie znalazły się na jego albumach i mixtape’ach i wielokrotnie zagłuszali swojego idola. Hałas na Coke Stage byłby prawdopodobnie jeszcze większy, gdyby publiczność dostrzegła z boku sceny długoletniego mentora i przyjaciela „Cuddera” – Kanye Westa, który do Krakowa przyleciał dzień wcześniej, specjalnie na ten koncert!
Coke Live Music Festival to już bardzo istotna europejska impreza. Kanye West przedłużył swój pobyt na Starym Kontynencie o cały tydzień, by zagrać dla polskiej publiczności. My mamy nadzieję, że przedłużyliśmy muzyczne wspomnienia o kilka miesięcy.
pełna lista aktualności
|