Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów
Żywności, zauważa, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat doszło w Rosji do
szeregu bardzo dużych inwestycji, zarówno wewnętrznych,
jak i zagranicznych. - Co więcej, ich inwestycje są relatywnie
nowoczesne i zaawansowane technologicznie. Urządzenia do produkcji są z
najwyższej półki - mówi.
Jak zauważa dyrektor PFPŻ,
wcześniej czy później dojdzie do liberalizacji handlu artykułami
rolno-spożywczymi w skali globalnej. - Jest to nieuniknione, a jeśli
tak, to sytuacja może się odwrócić - to oni będą w stanie dostarczać na
zagraniczne rynki dużo tańsze produkty. Liberalizacja
pociągnie za sobą zniesienie wielu ograniczeń, np. cen, wyrównanie
stawek, zniesienie subsydiów. To wszystko może bardzo poważnie uderzyć w
polskich przetwórców - ocenia.
Jego zdaniem, powinniśmy przygotować się na to, że Rosjanie będą
konkurencją na zachodnich rynkach. Dodaje, że na razie bezpieczeństwo
zapewnia nam wewnętrzna ochrona rynku rosyjskiego.
- Przepływ towarów pomiędzy Rosją, Polską i UE w obie strony jest
relatywnie utrudniony. Ciągle jesteśmy w miarę bezpieczni - mówi Andrzej Gantner.
Z dyrektorem PFPŻ zgadza się Jacek Janiszewski, były
minister rolnictwa. - Kolejne lata będą trudne dla polskich producentów
żywności. Zmniejszą się nasze przewagi cenowo-kosztowe
na rynku, a tym samym zwiększy się konkurencja producentów żywności z
krajów spoza UE, w tym z Rosji, szczególnie wytwarzających żywność po
niższych kosztach. Skutki tych zjawisk najpierw ujawnią
się na poziomie rolnictwa, w dalszej zaś kolejności widoczne będą w
przemyśle spożywczym - mówi Jacek Janiszewski, przewodniczący rady
programowej stowarzyszenia Integracja i Współpraca.
Pozostaje pytanie, czy rosyjskie produkty żywnościowe przyjęłyby się w
krajach Europy Zachodniej i w Polsce. Wiele wskazuje na to, że
największą przeszkodą mogą tu być różnice w oczekiwaniach
konsumentów.
- W produkcji bardziej przetworzonej dokonuje się w Rosji bardzo duży i
dynamiczny postęp, jednak raczej nie wyobrażam sobie wprost
przenoszenia produktów rosyjskich na rynki nasze i Europy
Zachodniej czy też w drugą stronę. Są zbyt duże różnice, jeśli chodzi o
smaki - mówi Marek Piątkowski, prezes Conor Capital i były prezes Mispolu, który posiada zakłady produkcyjne na Białorusi.
Zwraca on uwagę, że dużą przeszkodą mogą być przyzwyczajenia w kwestii
opakowań. - Pewne opakowania, które u nas lub na Zachodzie są
standardem, w Rosji są nieakceptowane lub nieznane - ocenia
Marek Piątkowski.
Jednak dalej na zachód Europy te problemy mogą już nie być tak
istotne. To tylko Polscy konsumenci mogą podchodzić nieufnie do
rosyjskich produktów właśnie dlatego, że są wyprodukowane w Rosji. -
Obawiam się, że konsumenci z Niemiec, Francji, Anglii nie będą się już
tym przejmować. Co do smaków i jakości tych produktów, to nie widzę
problemów, w tej chwili można wyprodukować wszystko
wszędzie, i to pod gusta konsumentów w danym kraju - mówi Andrzej
Gantner.
Niektórzy są jednak sceptyczni wobec tej teorii. - Ze względu na małą
podaż rodzimego surowca, rosnące zapotrzebowanie w kraju i dużą
konkurencyjność polskiego rynku, wejście rosyjskich producentów
(i marek) na nasz rynek wydaje się mało prawdopodobne - ocenia Tomasz Kurpisz, prezes
Horteksu.
Źródło: www.portalspozywczy.pl, PB, PM